Wiem, że to seria dla młodzieży. Racjonalna część mnie tłumaczy, że kolekcjonuję te książki dla córy, na przyszłość. Ale prawda jest taka, że gdy docierają do mnie kolejne tomy, to nie mogę się od nich oderwać. Uwielbiam czytać i niejednokrotnie zdarza mi się czytać więcej niż jedną książkę na raz, ale w przypadku „Serii niefortunnych zdarzeń” nie robię przerw na żadne inne czytadło.

W tomie piątym sieroty Baudelaire trafiają do szkoły z internatem, gdzie mimo wielu przykrych i krzywdzących doświadczeń w końcu spotyka ich też coś pięknego – przyjaźń. Zaprzyjaźniają się z rodzeństwem, które także straciło rodziców, zresztą w podobnych okolicznościach. Cóż z tego, skoro okropny Hrabia Olaf i tam odnajduje swoje ofiary, chcąc dobrać się do ich majątku. A że nowi znajomi Wioletki, Klausa i Słoneczka również nie należą do biednych, to może być naprawdę ciekawie.

Tom szósty to z kolei etap mieszkania u bogatych krewnych, w pobliżu starego domu Baudelaire’ów. Jednak życie w wielkim apartamencie z kilkudziesięcioma pokojami nie da szczęścia dzieciom, które utraciły poczucie bezpieczeństwa i wiedzą, że Hrabia Olaf i tym razem nie odpuści. Trudno też takie poczucie zbudować, gdy opiekunowie tego nie ułatwiają, a tak niestety jest i tym razem.

Jestem naprawdę ciekawa, czy rodzeństwo Baudelaire w końcu odnajdzie normalność i spokój. Teoretycznie to nic nadzwyczajnego, a w przypadku tych dzieci to coś, o czym mogą jedynie pomarzyć, dopóki ich prześladowca nie zostanie ujęty. A przeczytane sześć tomów upewniło mnie, że wcale nie tak łatwo zatrzymać tego typa, tym bardziej że dorośli są w tej serii trochę… hmm… nieudolni? Fajnie, że moc sprawczą oddano tu dzieciom, ale czy to wystarczy?

Książki zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa HarperKids.