Do „Idioty” Dostojewskiego wróciłam po latach, ciekawa zmian, jakie zaszły w moim odbiorze postaci. Inaczej bowiem czytasz jako nastolatka, a inaczej patrzysz na wszystko ponad dekadę później, może więcej rozumiesz. Ale istnieją książki, których odbiór się nie zmienia, za każdym razem zachwycą lub znudzą Czytelnika, pomimo nabytego przez lata bagażu doświadczeń. Do tych pierwszych należy niemal cała twórczość Dostojewskiego, dla mnie, nie wyłączając „Idioty”.

Lew Myszkin pozostaje tym samym, kim był dla mnie dekadę wcześniej – opętanym miłością, litością, wręcz chorobliwie rozumnym i dobrodusznym bohaterem, którego skrajnej naiwności nie potrafię uznać za wadę. Bo te wszystkie uczucia są w nim tak intensywne, a ich ekspresja tak gwałtowna i nieprzemyślana, że czyni to z Myszkina postać w stu procentach autentyczną. Nie formy i etykieta, ale autentyczność właśnie. Dla jednych idiota, dla mnie swego rodzaju „bohater romantyczny”, z definicji skazany na porażkę.

Kolejna ciekawa postać to Natasza Filipowna. Czy można potępić kobietę, choćby upadłą, która jest opętana literaturą i wynikającą zeń żądzą romantyczności, upadku, samoupodlenia? Ilu czytelników, tyle odpowiedzi na to pytanie. Książę Myszkin na tej drodze to gwarancja spełnienia jej pragnień, niestety – upadek często ciągnie na dno kogoś więcej niż jego sprawcę.

Kto czytał „Zbrodnię i karę”, tego jakoś specjalnie nie trzeba zachęcać do lektury Dostojewskiego, ale bardzo bym chciała, aby ludzie nie ograniczali się jedynie do tej książki. Ten autor zachwyca za każdym razem.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MG.