Przez dość długi czas nie sięgałyśmy z córką po książki z tej serii. Trochę w natłoku nowości wydawniczych, które zawsze chętnie czytamy. Natomiast po otrzymaniu najnowszej części przygód Bułeczki od razu przyniosłyśmy na nasz czytelniczy stosik poprzednie książki. Ależ to była radocha – wrócić do nich i czerpać z inspiracji podsuwanych przez Bułeczkę i jej bliskich! Co więcej, brakowało nam jednej części serii, ale nadrabiamy zaległości – już zamówiona, właśnie na nią czekamy 🙂

„Bułeczka kocha się bać” to książka, która traktuje – między innymi, rzecz jasna, bo ciekawych tematów zawsze pojawia się tu mnóstwo – o dziecięcych lękach i strachach. Z jednej strony to taka normalizacja strachu – pokazanie, że bać się jest okej i że każdy się czasem boi, z drugiej – ukazanie, że nakręcanie się na strach (np. podczas zabawy) może mieć dalsze konsekwencje. Bułeczka i jej przyjaciele rozmawiają o tym, czego się boją, ale dodatkowo wymyślają różne katastroficzne scenariusze, a to raczej nie pomaga im wrócić do stanu równowagi. Na szczęście Bułeczka ma też świetną babcię, która znajdzie radę na wszystko.

No właśnie – babcia Bułeczki. Cudowna kobieta! Dzieciaki mają w jej towarzystwie istny raj. Pozwala malować na ścianach szklarni, popiera samodzielność dzieciaków i ich potrzebę eksplorowania świata, nie marudzi, żeby nie wspinać się na drzewo, bo można zlecieć i wiele, wiele innych. Podoba mi się, że nie wszyscy dorośli są tu ważni i poważni. Zresztą – mama Bułeczki też taka nie jest, a przynajmniej nie zawsze 🙂

Kolejna fajna sprawa to taka kilkupokoleniowa relacja kobieca: Bułeczka-mama-babcia. Owszem, czasem pojawia się wspomnienie o Klausie, partnerze babci, ale kobiety zdecydowanie dominują na kartach tej serii. To takie wielopokoleniowe Girl Power 🙂

Bardzo, bardzo polecam!

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Dwie Siostry.