Pogoda ostatnio nie rozpieszcza, a coraz krótsze dnie jakoś nigdy nie napawały mnie optymizmem. Nie należę do osób, które nie mogą się doczekać białego puchu za oknem, bliżej mi chyba do stwierdzenia, że gdybym mogła, to zapadałabym w sen zimowy i budziła się dopiero na wiosnę. Mimo że to właśnie zimą obchodzę urodziny. Między innymi dlatego „Zimowanie” od razu mnie do siebie przyciągnęło. Czułam, że spotkam się tam ze zrozumieniem, a bycie zrozumianym i poczucie przynależności do większej grupy to coś naprawdę cennego.

Bardzo przemawia do mnie także metafora zimowania jako przeżywania zimy nie tylko jako pory roku, ale i stanu ducha. Chyba w życiu każdego człowieka pojawiają się czasem takie zimy. Jedni przechodzą je częściej niż inni, niektórzy intensywniej niż reszta społeczeństwa, każdy na swój sposób, ale zimowanie jest nieuniknione. I dobrze jest mieć tę świadomość. Wtedy łatwiej jest się na nie przygotować. Przy czym nie chodzi o to, by go unikać, starać się odepchnąć lub opóźnić. Ono i tak przyjdzie, a ta świadomość pozwala je przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Pozwolenie sobie na przeżycie zimy, na wszystkie emocje, które zima przynosi, jest kluczowe dla zrozumienia samego siebie, zajrzenia w głąb siebie i… pozwolenie zimie odejść, gdy przyjdzie na to pora. Gdy nadejdzie czas wiosny i ponownego budzenia się do życia.

Autorka tej książki przeszła długą i burzliwą drogę, aby odnaleźć własne sposoby na zimowanie. Jej zimy można było wcześniej przewiedzieć, zwykle dawały sygnały, że są już blisko, ale często tak w życiu bywa, że stojąc z boku, widzimy więcej, a tego, co dotyczy nas samych, jakoś nie dostrzegamy do ostatniej chwili. Wtedy zimowanie jest trudniejsze. Autorka szuka na różnych płaszczyznach – w rytuałach, świątyniach i innych miejscach. Popełnia błędy, ale sprawdza, co jest dla niej, a co zupełnie nie – a to warte jest próbowania, bez względu na efekt.

Dla mnie bardzo dużą zaletą tej książki są cytaty. Całkiem sporo wzięłam ich stąd dla siebie. Niemniej nie wszystko było mi bliskie. Robiłam trochę jak Katherine May – próbowałam i czerpałam z tego, co dla mnie, szanując równocześnie to, że ktoś inny ma i czuje inaczej. To rozwiązanie, które lubię przekładać także na inne płaszczyzny życia. To mi służy. To pozwala mi znaleźć mój sposób na zimowanie.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.