Bardzo zaskoczyła mnie ta książka. Najpierw skusiła intensywnymi barwami okładki i opisem zapowiadającym trudną historię. I ta historia była trudna, ale zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam.

Największą niespodzianką była dla mnie chyba narracja – prowadzona z perspektywy dziecka, już starszego, ale jednak dziecka. Właśnie dlatego zdania były tu raczej krótkie, proste, dosłowne. Gdy zapominałam o narratorce, momentami mnie to irytowało, bo gdyby rozwinąć różne przedstawione tu wątki, to powstałaby opowieść niezwykle ciekawa, przejmująca i długa. Tymczasem „Otchłanie” czytałam bardzo szybko i brakowało mi pociągnięcia różnych tematów. Ale potem przypominałam sobie, że to jest perspektywa dziecka, tego konkretnego dziecka i że ono właśnie tak to widzi.

A widzi rzeczy straszne… Matkę w depresji, której nigdy tak nie nazywa, jednak przeczuwa, że mama chce się zabić. Bo interesuje się śmiercią, niejako gloryfikuje postaci z pierwszych stron gazet, które odchodzą na własnych warunkach i w czasie, kiedy tego chcą. Myślę sobie, że to naprawdę straszne – czuć, że matka, choć jeszcze żyje, jest nieobecna i oddala się coraz bardziej.

Drugą rzeczą, która mnie uderzyła, był stosunek matki do córki, która na każdym kroku, choć nigdy wprost słyszała, że jest niewystarczająca. Smutne to i dające do myślenia. W dodatku matka tego dziecka obarcza je treściami zupełnie nieadekwatnymi do wieku, a od tego już niedaleka droga do lęku przed światem i ludźmi. Słowa mają wielką moc i zostają w człowieku o wiele dłużej, niż myślimy. Czasem na zawsze.

Tytułowe otchłanie mają dla mnie tu wiele znaczeń – to różne przepaści, w  które w wyobrażeniach Claudii ostatecznie spada jej matka, ale nie tylko. To także przepaść, która zaczęła dzielić matkę i córkę. I to jest chyba w tym najsmutniejsze.

Jeśli lubicie książki dla dorosłych, które poruszają, to istnieją duże szanse na to, że to lektura dla was. Bo ona porusza, do głębi.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości księgarni TaniaKsiazka.pl.