Był czas, kiedy zatracałam się w Dostojewskim. Dawno, około dekadę temu, gdy byłam jeszcze studentką filologii polskiej. Pewnie, że znałam już wcześniej „Zbrodnię i karę”, ale gdy sięgnęłam po kolejną książkę tego autora, to przepadłam na długo. Nie pamiętam już teraz, czy byli to „Bracia Karamazow” czy „Biesy”, mniejsza o to. Natomiast do tej pory pamiętam zachwyt i zarywanie wieczorów, by czytać i nie odrywać się od tych historii. Przeczytałam w życiu kilka książek Dostojewskiego, ale ta jakoś mi umknęła. Nadrabiam zaległości i już wiem, że czas na wielki powrót – mam zamiar wrócić do tego, co już czytałam i co zachwyciło mnie lata temu.
„Skrzywdzeni i poniżeni” to opowieść i miłości i różnych jej odcieniach. Mamy tu miłość małżeńską – raz szorstką, innym razem tkliwą, miłość namiętną i beznadziejną, która musi zakończyć się nieszczęściem, miłość rozważną i trwałą, której nie umniejsza nawet porzucenie, i miłość naiwną, pełną porywów, gwałtowną i spalającą się własnym ogniem. Ale, rzecz jasna, to nie jedyne uczucie, które pojawia się na kartach tej książki. Nie brakuje tu ludzkiej podłości i zła w najczystszej postaci, co nie jest u Dostojewskiego czymś dla mnie zaskakującym. Uwielbiam to, jak autor żongluje emocjami czytelnika, który coraz bardziej wciąga się w historię Wani, Nataszy, Alioszy i pozostałych bohaterów. To jedna z tych lektur, w przypadku których czasem ma się ochotę przekląć, a innym razem się rozpłakać. Taka mieszanka jest dobra, znaczy, że autor osiągnął cel – wstrząsnął czytelnikiem. I to niejednokrotnie.
Bardzo podoba mi się, że nie tylko pierwszoplanowe postaci odgrywają tu istotną dolę. Ci drugoplanowi są niezmiernie ważni i nie mniej charyzmatyczni. Co więcej, mam poczucie, że bez nich ta opowieść w ogóle by się Dostojewskiemu nie przytrafiła. Wszystko jest tu przemyślane, nawet jeśli nie od razu oczywiste. No i ten język – uwielbiam zaczytywać się w książkach tego autora, choć ich lektura wymaga czasu, a tego jest u mnie wiecznie deficyt.
Kolejna rzecz na plus to wykreowanie bohaterów, których nie sposób określić jako dobrzy lub źli (z pewnymi wyjątkami). Wierzę, że znajdą się osoby, które całym sercem będą po stronie Alioszy i jego porywów serca, które mnie zwyczajnie drażniły. Na pewno znajdą się też czytelnicy potępiający występek Nataszy, a mnie z kolei bliżej do potępienia pielęgnowania urazy przez jej ojca. Dużo tu takich postaci i wydarzeń, co uważam za zaletę – o tej książce można rozmawiać, można ze sobą polemizować, można odbierać ją inaczej. I niby w przypadku każdej książki mamy to prawo, wszak gusta są różne, ale myślę, że tutaj ten odmienny odbiór może być o wiele częstszy.
Bardzo polecam i czekam na czas, oby jak najkrótszy, gdy sięgnę po kolejne książki Dostojewskiego.
Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG.