Basia gości w naszym domu często, w zasadzie prawie codziennie sięgamy po książki z jej udziałem i to już od dawna. Nigdy wcześniej jednak nie spotkałyśmy się z publikacjami, w których to Franek odgrywa najważniejszą rolę, tak jak tutaj.
Pewnie nie będzie dla was wielkim zaskoczeniem, gdy napiszę, że obie książeczki mi się podobały, wszak chyba jeszcze nigdy nie skrytykowałam Baśki. Ta seria, tj. „Basia i Franek” jest przeznaczona dla młodszych dzieci. Tekstu jest dużo mniej niż w klasycznych przygodach Basi, jest też tematycznie związany ze sprawami ważnymi z punktu widzenia maluchów i ich rodziców – tutaj zasypianie i jedzenie.
Pewnie pomyślicie, że sporo powstało już książek o takiej tematyce dla najmłodszych. Zgadza się, ale u Baśki jest inaczej, bez nadmiaru słodyczy i pokazywania wymarzonej wersji, nazwijmy ją wzorcową, zachowania małego dziecka. Oj nie, w domu Basi, gdzie grasuje trójka dzieci, nie jest cukierkowo, za to jest życiowo, co uważam za największą zaletę serii. Bardzo fajne jest też to, że ostatnia rozkładówka zawiera zadanie dla czytelników.
W przypadku „Basi i Franka” nie tylko okładka jest twarda, to klasyczne kartonówki, gdzie każda strona jest wykonana z grubej i solidnej tektury. Jak jest z grafiką Basi – wiadomo. Jednym ta kreska leży, innym nie. Są też tacy jak ja – na początku średnio mi się podobała, a teraz nie wyobrażam sobie innej. Bo Baśka wciąga, jak już zacznie się sięgać po książki z jej udziałem, to będzie się kupować kolejne i kompletować serię.
Książki zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa HarperKids.