Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że z Januszem Niżyńskim znamy się jak przysłowiowe łyse konie, choć nigdy nie widzieliśmy się na oczy. Tak jakoś jednak zawsze wychodziło, że prędzej czy później książki tego autora trafiały w moje ręce i zrecenzowałam już sporą część jego twórczości. Tym razem padło na publikację o wdzięcznym, acz mogącym wprowadzić w błąd tytule „Heloiza i jej warszawski Abelard”. Nie musiałam się przecież w trakcie lektury cofać do czasów średniowiecza, które akurat nie są moimi ulubionymi po ciężkiej przeprawie na studiach związanej właśnie z tą epoką. Wszystko dzieje się w podwarszawskiej współczesności, w samej stolicy i podczas podróży po Europie, w którą zabiera nas pisarz Babicki.
Ze sporą częścią bohaterów spotkałam się już w poprzednich książkach tego autora. „Heloiza…” była dla mnie jak gdyby kontynuacją dziejów pisarza Babickiego, jak zawsze otoczonego przez piękne, temperamentne kobiety i wciąż urzeczonego swoją byłą asystentką Cateriną, którą niegdyś pchnął w ramiona przyjaciela, czego do dziś czasem żałował. Tym razem na drodze warszawskiego pisarza, będącego również popularnym celebrytą, staje kobieta o nieprzeciętnej inteligencji, ale też tajemnicza, pilnie strzegąca przed światem swojego sekretu, jakim jest umiejętność odczytywania ludzkich intencji i charakterów na podstawie ich mowy ciała. Przepowiednia sprzed lat głosi, że Heloiza odnajdzie szczęście jedynie w ramionach mężczyzny o umyśle współczesnego Abelarda, czy jednak jest możliwe, aby okazał się nim właśnie Babicki? To była moja pierwsza myśl, a jak będzie naprawdę?
Przywykłam już do stylu pisania Janusza Niżyńskiego – pełnego zgrabnych, rozbudowanych konstrukcji, z mnóstwem ozdobników i ogromem patosu, który osobiście lubię. Tak jest również w tej książce. I kiedy tak czytam o tym, jak to pisarz Babicki pisze swoje powieści, tworząc w głowie porywające opisy, przelewając je następnie na ekran monitora, a potem wszystko kasuje, to czasem mam wrażenie, że sam autor gdzieś tam w zaciszu własnego domu, siedząc wygodnie przy kominku, robi dokładnie to samo. Spisuje własne myśli, a następnie wciąż naciska „delete”, chcąc nadawać im wciąż doskonalszy kształt i dopieścić każde słowo, które musi znać dokładnie swoje miejsce, bo nie pasuje nigdzie indziej.
Moja ocena: 7,5/10
Tytuł: Heloiza i jej warszawski Abelard
Autor: Janusz Marek Niżyński
Wydawnictwo: Ridero
Za okazane zaufanie i udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękuję
Autorowi!