Zdarzają się książki, w stosunku do których ma się bardzo duże oczekiwania. Tak było u mnie w tym przypadku. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie, odkąd przeczytałam na okładce fragment:
„Bardzo dbam, by nie padły słowa, których nie można wymazać. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, jak niebezpieczne może być: Cześć, co słychać?”
W tym właśnie momencie uruchomiła się wyobraźnia, na długo przed otwarciem książki czy choćby decyzją o jej zakupie. Te słowa dręczyły mnie tak długo, aż w końcu wróciłam do mieszkania z historią niezwykłą i… banalną jednocześnie. Tylko że w tej banalności tkwi jej urok, jej moc przyciągania uwagi i trzymania w napięciu. Bo w niej możemy odnaleźć siebie, swoją młodość, wspomnienia i na chwilę po prostu oderwać się od rzeczywistości. Można wyobrazić sobie, że to my spotykamy kogoś dawno niewidzianego, może byłą sympatią z lat szkolnych (jak w książce), po kim już ledwie ślad pozostał w pamięci, a potem padają te słowa: Cześć, co słychać? Tak banalne i tak niebezpieczne zarazem. Warto się jednak zastanowić, czy naprawdę chcemy znać odpowiedź.
Zuza to kobieta w połowie wieku, która pochwalić się może pracą sprawiającą jej satysfakcję i rodziną, jakiej można pozazdrościć – dwie cudowne córki i mąż z rodzaju kochająco-wspierających. Taki, jakich coraz mniej na świecie. Powodowana odgrzebanymi wspomnieniami na spotkaniu klasowym postanawia napisać TE słowa do swojej szkolnej sympatii. Zuza jeszcze tych pozornie błahych słów pożałuje, ale o tym przekonacie się, sięgnąwszy po książkę.
A ja i moje wrażenia? Chłonęłam to wszystko jak gąbka, zaciekawiona, niepewna rozwoju wydarzeń, a nawet tego, czy na pewno chcę go poznać. Bałam się o męża Zuzy, bałam się o ich rodzinę. Bo czym innym jest powrót do wspomnień we własnej głowie, który po prostu przywoła uśmiech na twarz, a czym innym słowa: Cześć, co słychać? Gdy zmaterializują się skutki ich wypowiedzenia, nic już nie będzie takie samo. Chyba lepiej nie usłyszeć odpowiedzi, nie kusić losu. Zuza już to wie. Szkoda, że tak późno. Ja z kolei mogłam odnaleźć siebie i swoje podejście w słowach:
„Jednak w życiu najbardziej pożądane jest to, czego nie lubimy w dobrym kinie. Przewidywalna spokojna fabuła, która powoli prowadzi nas do przodu, bez zwrotów akcji i bez przerażających momentów”.
Nie mylić z rutyną. Ja widzę tu po prostu wspólną wędrówkę przez życie i wzajemne zaufanie, którego żadna ze stron nie usiłuje podłamać, badając granice. Zuza badała, a teraz spędza czterdzieste urodziny samotnie.
Książka zdecydowanie warta polecenia, skłaniająca do przemyśleń. Taka, którą chłoniesz w zastraszającym tempie i żałujesz, że to już koniec. No właśnie…zakończenie. Gdy je poznajesz, całe twoje dotychczasowe refleksje diabli wzięli. Teraz już nic nie rozumiesz, nic nie usprawiedliwiasz, po prostu przecierasz oczy ze zdziwienia i zastanawiasz się, dlaczego tytułowe słowa w ogóle padły.
Ulubione cytaty:
„Strasznie trudne to dorosłe życie, prawda?”
„I nie wiedziałam, że aby upaść, nie trzeba dolecieć do samego słońca, można się tylko zbyt długo grzać w jego promieniach”
„Jak ci się zachciało motyli, to mogłaś sobie je, kurwa, narysować!”
„Dziś wiem i widzę nico więcej. Nauczyłam się patrzeć, ale umiem też przymykać oczy. Ze strachu, że popełnię błąd”
„Czasem tęsknię za czymś, czego nie potrafię nazwać, uśmiecham się do ludzi, chociaż w sercu mam bałagan. Może coś tracę, zyskując spokój”.
Moja ocena: 9,5/10
Tytuł: Cześć, co słychać?
Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Stron: 315